top of page

Dzień 11. Wiatr chce rozwiać marzenia...

Zaktualizowano: 30 cze 2023

Noc była chłodna, obudziłem się w pewnym momencie i narzuciłem na śpiwór kurtkę bo było to łatwiejsze niż szukanie bluzy. Oko otworzyłem o 2 żeby rozeznać się w pogodzie, nasłuchiwałem, było spokojnie. Wstałem o 3:30 a zza horyzontu dało się już dostrzec początek wschodu słońca. Zbierałem się szybko żeby nie tracić czasu i chwilę po 4 wylądowałem na wodzie. Oczywiście, że wiało ale drugie tyle powietrze zdawało się zamierać. Wiosłowałem jak opętany przez ponad godzinę, chcąc podzielić się tą fantastyczną wiadomością ze światem nagrałem rolkę i wrzuciłem w Social Media. Ogromny optymizm stygł z każdą godziną bo wiatr się nasilał. Porywy zatrzymywały mnie w miejscu jak ściana i jedyne co mogłem zrobić to starać się utrzymać ponton na odpowiednim kierunku. Wiało z północnego zachodu czyli dokładnie wzdłuż koryta Wisły. Cieszyłem się wschodem słońca i każdym pokonanym kilometrem bo tempo było rozsądne, około 4 km/h. Pamiętam jak w pewnym momencie, kilka dni temu, psioczyłem na 5...

Dookoła mnie zmieniły się wyspy. Były wielkie i gęsto zalesione jednak najważniejszy był fakt iż nie wbijały się klinem w rzekę a witały ją prostopadłymi, piaszczystymi skarpami. Tak jakby wyzywały ją na pojedynek! To już nie podłużne, wąskie kawałki lądu ale wielkie i majestatyczne wyspy, pełne dzikiej zwierzyny i różnorodnej roślinności. Co rusz z wysokich brzegów zerkały na mnie lub uciekały w popłochu sarny, a bobry skakały z wysokości do wody aby ukryć się pod powierzchnią. Fajne to...Koryto rozlewa się fragmentami na sporo ponad kilometr przypominając kaszubskie jeziora jakich sporo widuję na co dzień. Wiatr nasilając się pozbawia Wisłę nurtu, woda jeżeli płynie to dołem lub "nie wiadomo gdzie" -nie widać. Patyki i śmieci mkną w przeciwnym kierunku i jestem przekonany że nie jedna osoba, stając na brzegu nie wiedziałaby którędy do Gdańska 😁 No ale, śmiesznie już było... Wiało tak mocno że nie ryzykowałem kluczenia pomiędzy brzegami. Trzymałem się zachodniego nawet będąc po zewnętrznej licząc na to brzeg osłoni mnie trochę przed podmuchami. Dwa czy trzy razy musiałem coś ominąć i ładowałem po środku, powrót na bezpieczniejszy tor był jak droga przez mękę. Ilość epitetów została wyczerpana 😥 Plusem cofki i wczorajszych opadów było to, że poziom wody podniósł się na tyle iż zalał większość mielizn i łach.

Miało być ich mnóstwo za Dęblinem a nie było prawie wcale. Do Kozienic i progu spiętrzającego miałem około 25 km, to jedyny punkt odniesienia na tym odcinku. Oznaczenia kilometrów Wisły na brzegach zniknęły, widać tutaj nikomu na tym nie zależy. Wcześniejsze odcinki opatrzone były takimi tablicami nawet co kilometr, tutaj pojawiła się jedna, prywatnie postawiona, przy malutkiej przystani do wodowania łodzi. Elektrociepłownię zobaczyłem pierwszy raz już jakieś 20 km wcześniej. Jej, jakby to nie zabrzmiało majestatyczne kominy górowały nad horyzontem. To nie działa dobrze na psychikę kiedy przez wiele godzin widzisz ten sam punkt. Nie mogłem tam dopłynąć! Po 30 km nie byłem na miejscu i już nawet zacząłem się wściekać na Garmina no ale... On pokazuje przebytą drogę a nie szlak środkiem rzeki.

Na ostatnią prostą wypłynąłem o 10:30, EC było na wyciągnięcie ręki. Musiałem koniecznie pokonać próg dzisiaj bo nawet gdybym zaplanował pobudkę o 4 to i tak nikt nie pozwoliłby mi na niego napływać przed 8. Kiedy wystawiłem nos za zakręt dostałem taki podmuch że zanim zareagowałem cofnęło mnie jakieś 50 metrów, kilka razy obracając dookoła własnej osi i wciskając w brzeg. Nie da się podpłynąć... Wyszedłem na skrawek piasku, położyłem się i zasnąłem. Byłem wykończony, ocknąłem się kiedy językiem zagarnąłem odrobinę piasku -była 12. Zadzwoniłem do dyspozytora a ten poprosił żebym był przed 13 bo wtedy jest zmiana obsady i przeniosą mnie dopiero po 14. Ok, godzina, mam góra 1,5 km! Płynąłem półtorej godziny wydatkując przy tym absolutnie resztki energii. Progu się nie przepływa, to zbyt niebezpieczne a po ostatnim wypadku kiedy nurt wciągnął kajakarkę odnotowują każde zbliżenie się do elektrowni i osobiście odprawiają pacjentów na drugą stronę. Trzech panów pomogło mi przenieść ponton te 50 metrów i linką z brzegu odciągnęli na tyle daleko abym mógł bezpiecznie odpłynąć. Miło i sympatycznie tylko sił już nie było ani krzty. Oczywiście, że gwizdało niemiłosiernie i przez 30 minut upłynąłem 1100 metrów. Zszedłem na plażę i wstawiłem sobie obiadek.

Miałem tutaj być wczoraj wieczorem czyli już jestem dzień w plecy. Godzina 15 więc złapię oddech i postaram się jeszcze! Pilnując zachodniego brzegu ruszyłem, po kolejnej godzinie opadłem z sił zupełnie a ten diabelec napierał już bez wytchnienia. Wypuściłem z rąk wiosła i złapałem za kamerę aby to uwiecznić. Wiatr ciskał mną 20, może 30 km/h prosto we wschodni brzeg -ten co sądziłem że jest zły, nie dobry... Wciśnięty w stertę wcześniej wywalonych na plażę gałęzi próbowałem wrócić do wiosłowania. Nie udało mi się odbić od brzegu, to nie możliwe, nie pontonem! Po dzisiejszym dniu jestem dużo mądrzejszy bo wiem dlaczego kajakami Wisłę się pływa a "gumiakami" nie. Wiem dlaczego wszyscy który próbowali, o których słyszałem, czytałem -polegli. Dlaczego zaliczone są tylko jakieś odcinki a nie cała rzeka...

Pierwszy raz nasza mnie myśl żeby zrezygnować. Nie z braku sił, umiejętności czy nieodpowiedniego wyposażenia, zrezygnować bo wiatr tak chce... Oczywiście od myśli do czynu droga daleka więc spokojnie -jutro rano zobaczycie mój uśmiech!

Kończy mi się woda i na jutro mam już tylko 1,5 litra więc podejrzewam że skoczy się schowaniu pontonu w krzakach i długiej wędrówce przez pola do jakiegoś sklepu. Cierpię też na dyskomfort energetyczny. Panel solarny nie ogarnia elektroniki bo słońce co rusz chowa się za chmurami. Potrzebny mi dodatkowy naładowany power bank! Próbuję ogarnąć sobie jakiś support przed Warszawą ale kiepsko mi idzie.

Sukcesy też były! Po pierwsze dzisiaj 34 km a nie 10 jak wczoraj. Po drugie spotkałem na Wiśle Zaskrońca i to naprawdę dużego. W naturze nie widziałem jeszcze osobnika tej wielkości bo miał sporo ponad metr. Przez chwilę płynął obok ale oddalił się w mgnieniu oka -nie płynął pontonem 😉


99 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page