DZIEŃ 14. Warszawa, długi dzień. Nie taki diabeł straszny...
- wyprawawglab
- 2 lip 2023
- 3 minut(y) czytania
Kiedy już opublikowałem reakcje na blogu przeszedł do mnie mężczyzna i zagadał zanim zniknąłem w namiocie. Wieczorny spacer na ulubioną plaże... Dużo by opowiadać, ale kolejna bratnia dusza, kolejna osoba ze spektrum w najbliższym otoczeniu... Druga w jednym dniu... Najwięcej rozmawialiśmy o marzeniach bo on też marzy, jest kierowcą w komunikacji miejskiej Warszawa. Dalej był boks i muszę przyznać -kopalnia wiedzy i teorii! Michalczewski czy Roy Jones, Tyson czy Lewis dalej Kliczko... Fantastyczna dyskusja przed snem, za którą dziękuję 😁
Noc pod znakiem deszczu i snu że mnie podmywa 😥 Nie spałem... O 2 sprawdzałem godzinę po raz ostatni i przyszedł SMS od kolegi. Nie jestem pierwszym kontaktem w jego kłopotach więc wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Zadzwoniliśmy się, porozmawialiśmy, nie mogłem udawać, że mnie nie ma. Stresowałem się tą Warszawą!
Dużo kilometrów i to jednak taki przełom w wyprawie! Kiedy zadzwonił budzik - lało, jak przez całą noc. Postanowiłem się zbierać mimo wszystko i zanim zwinąłem śpiwór to puściło. Most północny mimo, że był w zasięgu wzroku jednak w rzeczywistości okazał się bardziej odległy. Na mieliznach utknąłem kilka razy. Cała Wisła tutaj to jedna wielka mielizna. Wszystko to pełni rolę swoistego filtra przed miastem bo konary drzew w korycie tworzyły gęsty labirynt. Nie tak jak wcześniej, teraz leżało jedno na drugim.
Za mostem okazało się, że miejsc na nocleg cięgle jest mnóstwo i tak naprawdę to straciłem dobre 10 km dzień wcześniej. Płynąc pamiętajcie, że za nim pójdziecie spać, znajdziecie miejsce na nocleg bez problemu i mniej zostanie Wam na kolejny dzień. Po labiryncie mielizn i drzew przyszedł czas na slalom pomiędzy barkami wydobywającymi piasek z dna. Tego też powinni albo zabronić albo unormować bo raz z jednej, raz z drugiej... Trudno wypatrzyć ślepy korytarz rur z jakiego wydostać się nie sposób. Wisła zrobiła się brzydka! Krzakudry, wąskie koryto, sztuczne nabrzeża . Ten fragment wymazuję z pamięci zupełnie.
Kontrolowałem czas bo około 9 czekały na mnie obiektyw Emmy przy Narodowym 😁 Nowa koleżanka miała zrobić kilka ujęć na potrzeby InPost. Bulwary dopiero budziły się do życia, zwróciłem uwagę na ogromy brud dookoła a 200m dalej dostrzegłem całą armię ludzi z workami na śmieci. Pięknie! Pomyślałem... Ruch na wodzie żaden właściwie ale cóż -jest 9 rano w sobotę.
🫣"Rolka" przy 515, Zamek Królewski i dalej w drogę. Samo miasto to 3 godziny i przyznam że mi się podobało! Widok centrum przed i po jest urzekający. Sama Wisła zaczęła odzyskiwać wigor a kamienne bystrza przed ostatnim mostem były jednak zaskakujące. Dokładnie takie jak na tych bystrych, górskich odcinkach! Czajkę prawie przeoczyłem. Kolektor ściekowy nie okazał się kaskadą fekaliów a zwykłymi rurami z których...nic nie płynęło! Nie taki diabeł straszny jak go malują, pomyślałem. Dookoła mnóstwo wędkarzy czyli woda musi być znośna.
Dalej czekało mnie 26 km niczego, bez punktów odniesienia... Piaski zniknęły, był gąszcz i różnorodność roślinności. Najpierw robiło to kiepskie wrażenie.bo piasek dawał "czystość" ale z czasem to bogactwo nabierało uroku. Inna flora, inne doznania. Plaże jednak wróciły jednak brzegi wyglądają już inaczej, są znacznie bogatsze!
Wiatr nie przeszkadzał i przerwa na obiad o 14 okazała się jedną. Jak w transie ale spokojnie i z poszanowaniem... Dookoła było pięknie, nieprzerwanie.
Telefon od Kuzyna i prośba o spotkanie około Modlina dodało sił. Plan dnia zrealizowałem o 18, miałem już ponad 60 km i czekałem na Anię, Andrzeja i dziewczynki. W pierwszej wersji umówiliśmy się pod "zamkiem Horeszków" ale było tam brudno i brzydko... Wybrałem opcję 700 m płynięcia pod prąd rzeką Narwią do przystani. Było śmiesznie bo wisłowanie nie okazało się trudniejsze niż nie raz na Wiśle. W przystani zostawili mi gniazdka do ładowania, wygodny fotel przy domku ratowników... Mogłem znać tu na noc! Bezpieczny i ugoszczony za co bardzo dziękuję. Kuzyni dowieźli kabanosy, 30!!!! batoników i domowy obiad 😁 Moglibyśmy rozmawiać do rana. Podświadomie organizm szuka już pretekstów bo wolnego... To spotkanie również dobiegło końca. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało - znajduję się na ostatnim kilometrze Narwi, w drodze Wisłą do rodziny, domu i reszty przyjaciół. Jutro deszcz i wiatr 🤣
Padam na twarzy! Ciężki dzień ale udany. Jutro bez budzika.
Super że stolica ogarnieta.... Teraz już z górki