DZIEŃ 17. Drzewa, Edek i Maniek...
- wyprawawglab
- 4 lip 2023
- 3 minut(y) czytania
Nie łatwo było się dzisiaj podnieść. Niby obudziłem się przed alarmem ale z myślą aby przestawić go na 8. Pod wieloma względami działam w euforii ale 16 dni na wiosłach robi już swoje. Do działania zmusiłem się szybko -śpiąc nie znajdę się przecież bliżej domu.
O 3:47 już siedziałem w pontonie. Tempo mocne bo noc dookoła ciekawego, zabudowania Wyszogrodu na skarpie, most drogowy. Dalej było już tylko piękniej! Wschodni brzeg opadał gwałtownie nawet kilkunastometrowymi skarpami, lewy z mniejszą skarpą, łąkami i trawą. Zauważyłem też brzozy, to niby nic wielkiego ale wcześniej jakby nie zarejestrowałem ich w otoczeniu Wisły. Kiedy na jednej szerokości koryta dostrzegłem cztery wyspy uznałem że czas nakręcić "rolkę". Już się nie spieszę... Po Zawichoście to najpiękniejszy widok mojej podróży... Zmiana otoczenia była widoczna tak bardzo jak wtedy kiedy wysiadasz z windy. Nie żeby ten ostatni odcinek był brzydki -to ten znowu zapierał dech w piersiach! Na prawej wysokie skarpy na lewej, łąki z prawdziwą zieloną trawą 😁 Już nie taką pustynną, ostrą czy żółtą ale bujną i pełną koloru.
Czekając na pierwsze podmuchy wiatru zająłem pozycję na zachodnim brzegu który miał mnie odrobinę przed nim osłaniać. Poza tym wydawał się też bardziej atrakcyjny. Chłonąłem wszystko. Kiedy już wybrałem alejkę pomiędzy wyspami zobaczyłem kolejne 3, dalej 2 łachy, następne 6 wysp i 7 łach i kolejne... Labirynt nie miał końca do tego stopnia że odpaliłem Googla aby sprawdzić czy w dalszym ciągu płynę jeszcze Wisłą a nie wdrapuje się w jakiś jej dopływ 😁 Kosztowało to mnóstwo czasu i siły ponieważ nurt był żaden, ale gdybym mógł wybrać jeszcze raz to popełniłbym ten sam błąd z premedytacją. To dla takich widoków i chwil płynę -prawda? Ten zachodni brzeg był taki już trochę Żuławski i nawet dało się wyczuć zapach wsi, gospodarstwa. Po kilkuset metrach -pierwsze stado krów pasących się bezpośrednio nad wodą. Na ich wysokości niepozorne kamienne bystrze i wpłynąłem na nie bez większej uwagi.
Podłoga pontonu aż zatrzeszczała prześlizgując się po kamieniach a ja wstałem natychmiast żeby sprawdzić czy nie cieknie. Było ok. Wyspa wzdłuż której płynąłem okazała się wyspą byków! Całe stado pasące się na jej pastwiskach sprawiło że zrozumiałem sens istnienia tej kamiennej grobli. To po niej gospodarz przeprowadza bydło. Nie liczył się dla mnie ani czas ani kilometry. Około 8 zobaczyłem na brzegu Edka składającego namiot. Jego zdziwienie było ogromne ponieważ zostawił mnie wczoraj w Czerwińsku o 12 a ja tutaj?! Dogonił mnie za jakieś 2 godziny, płynęliśmy obok chwilę, rozmawialiśmy i pożegnaliśmy się.
Pierwsza raz zerknąłem na GPS. Rano wierzyłem w 16 km, liczyłem na 20, może 24 ale odległy o 26 km Płock był realnie poza zasięgiem. Było już 30 km! Nie tak że nie wiało, wiało jednak bliskość odpowiedniego brzegu dawała wystarczająca ochronę aby płynąć. Bez nurtu który zniknął pod falami ale do przodu, sukcesywnie, kilometr za kilometrem. Wiedziałem że nadkładam drogi będąc zawsze po zewnętrznej zakrętów, że błądziłem pomiędzy wyspami więc brak Płocka mnie nie dziwił. Kiedy dobiłem do 35 postanowiłem się zatrzymać i odpocząć na brzegu bo 7 godzin bez jedzenia zrobiło już mętlik w głowie. Resztka bułki i 4 ostatnie kabanosy załatwiły temat.
Zerknąłem też na rozpiskę bo brak miasta na horyzoncie budził już niepokój. Oczywiście że rano spojrzałem nie w tą kolumnę bo Płock oddalony był od noclegu o 42 a nie 26 km. Dopłynąłem i tutaj -nie żeby nie wiało... 😉 Układ koryta względem wiatru był dobry a wysokie drzewa sprawiały że główne jego uderzenie miało miejsce jakieś 10 m od brzegu. Przepłynąłem pod pierwszym mostem i niestety prosta przez miasto była zamknięta dla mojego pontonu. Zaparkowałem przy malutkiej motorówce z sympatycznie wyglądającym wędkarzem -Maniek! Łowi tu od 30 lat. Postaliśmy tak razem z półtorej godziny ale ja musiałem skoczyć dalej. Gdziekolwiek byle nie spać tutaj bo wiatr sam z siebie zawsze wybierze najgorsze miejsce na trasie.
Kilometr i koleje podmuchy, zaś trzciny i kamienie. Mam ładny widok na Płock i marine -tam będę spał, tam się przeprawie jak przestanie wiać, czekam, piszę, nagrywam... Wiem od Mańka, że do Włocławka nie ma już miejsc do spania tylko obskurne i brudne stanowiska wędkarzy dlatego on parkuje przy brzegu i łowi z łódki.
Zrobiłem dzisiaj 46 km co jest niezłym wynikiem z harmonogramu i rewelacyjnym w odniesieniu do ostatnich dni. Zadowolony i nie bo jutro czeka mnie najcięższa przeprawa przez zalew Włocławek do zapory. 43 km które powinienem osiągnąć przed 18 aby zdążyć pokonać śluzę. Oczywiście że wiatr zadecyduje ale przy okazji -popołudniu ma już lać i to konkretnie. Śluza Włocławek to drzwi do ostatniego odcinka, ostatniej prostej do Gdańska, zostałoby 340 km...
Kuszą te widoczki, kuszą 😍