Dzień 3. Jest moc i ogień bo 53 km zamiast 26 km...
- wyprawawglab
- 21 cze 2023
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 22 cze 2023
Rano pospałem za bardzo ale wyruszyłem z dobrym nastawieniem. Ponton poklejony i nie cieknie! Szkoda że ta taśma się nie sprawdziła bo był to prezent od serca który bardzo mnie ucieszył, miał być doskonałym rozwiązaniem problemów a okazał się kitem wstawionym przez sprzedawcę. Dostałem ją od Pikaczu i Pawła i bardzo im dziękuję za spersonalizowany prezent!
Kanał Łączański zgodnie z przewidywaniami nudny jak Dynastia! 20 km prostej be żadnych atrakcji... o przepraszam! Było kilkanaście kładek co 250-500 ruchów wioseł 🤣 Szukając sobie zajęcia liczyłem wiosła jak barany co poskutkowało iście wyścigowym tempem. 2200 ruchów na godzinę, most, most, most, 15 minut przerwy i 2200 ruchów na godzinę i most, most, most i 15 minut przerwy i 2200...
Wiedziałem o tym i będę to powtarzał -Wisła tutaj nie płynie - śluzy sprawiają, że woda stoi lub się cofa a różnica wysokości regulowana jest właśnie na stopniach wodnych. Było kilka takich momentów że wiosłowanie było bez sensu! Przeciwny nurt + wiatr z północy i stoisz brachu w miejscu 😥 Uwieńczeniem tej nierównej walki była śluza w Borku Szlacheckim. Piękna i majestatyczna, prawdziwy gigant. Za nią powrót do koryta rzeki i dzida do Tyńca.
Liczyłem na jakąś imprezę pod opactwem w Tyńcu bo wiedziałem że skoro mam tu spać to muszę zagospodarować czas do wieczora ( taki żart ) A poważnie - rozsadek mówił aby Kraków atakować z rana, nie popołudniu i dlatego właśnie tutaj miałem zakończyć dzień. Tylko, że na polu namiotowym w Tyńcu nie było nikogo a zegar wskazywał 14:30... Ugotowałem obiad, zjadłem na stojąco, podchodziłem i wsiadłem do pontonu bo ani śpiący ani zmęczony.
Dosłownie po 30 minutach mym oczom ukazał się Kościuszko - wrota do Krakowa. Musiałem chwilę poczekać na napełnienie śluzy ale o 16:15 byłem już po stronie miasta. Tak mi się przynajmniej wydawało bo Kraków wpuścić mnie nie chciał. Podmuchy wiatru i jednak już zmęczenie sprawiały że 2000 ruchów na godzinę nie dawały już takich efektów w kilometrach. Nie dość że tempo spadło to wiry po wiosłach były zbyt blisko siebie. 10 kilometrów jakie dzieliło mnie od Wawelu dłużyło się niemiłosiernie! Rano uzyskałem w pewnym momencie prawie 8 km na godzinę, popołudniu przy wietrze i zmęczeniu na te 10 poświęciłem 2,5. Dopływając na Wawel wiedziałem że nie jest dobrze. Była 20, w Krakowie już zmierzch a ja bez szansy na miejsce do spania. Nie stresowałem się bo wiedziałem że nie mogłem zrobić inaczej -musiałem odpłynąć z Tyńca bo było zbyt wcześnie, czasu dużo a kilometry które zrobię dzisiaj dodatkowo i tak zaraz zgubię na jakimś wietrze lub w burzy.
Na domiar złego szybko patrząc w rozpiskę pominąłem drugą śluzę w Krakowie i zarejestrowałem że 3 km za Wawelem mam postuj. Taaaaaa.... Okazało się że nie 3 tylko 11 i to na zmęczonego... Dookoła ludzi tłum, nie ma szansy żeby na dziko przy bulwarach iść spać -trzeba wiosłować! Wyszedłem ze schematu i machałem bez stopera raz, dwa, sto pięćdziesiąt siedem, siedemset osiem, cztery tysiące dwieście i nagle zobaczyłem w lusterku śluzę Dąbie! 11 km w półtorej godziny! Śluzy to ogrodzone tereny więc liczyłem na to że pozwolą mi gdzieś przycumować -nie było nawet innej opcji.
Pozwolili! Mega miejscówka i do tego odpalą mi wrota o 6:30 więc od rana będzie ogień.
To nie koniec szczęścia bo popatrzyłem na mapę i zobaczyłem że 200 dalej jest Biedronka do 23:30. Sympatyczny Pan dyżurny pozwolił mi przejść przez instalację śluzy i poszedłem na zakupy. Zostało mi 1,5 litra wody więc jutro i tak musiałbym szukać sklepu. Pisząc tego bloga zajadam się kabanosami a na jutro mam maślane bułeczki i dwa smooty do picia. To był fantastyczny dzień!

Jak się czuję? Cóż... Po pierwszym dniu tricepsy paliły mnie tak jakby ktoś przykładał do nich żelazko, nie mogłem w nocy wyprostować rąk... Gdybym zrobił przed wyjazdem test na wiosłowaniu 12 godzin jednego dnia to 5 razy zastanowiłbym się czy płynąć... Teraz nie boli mnie nic. Mój organizm bardzo szybko się regeneruje i pomimo faktu iż jest teraz 23:41 czuję że mógłbym znowu wsiąść i wiosłować. Te 15 minut przerwy co godzinę sprawia że rzeczywiście zaczynam od "zera" -jest ogień! Treningi obwodowe u Damiana w BTT zrobiły robotę, do tego moje własne, solo -dziesiątki serii po dziesiątki powtórzeń z małymi ciężarami. Na chwilę obecną uważam że ja wytrzymam, ponton... Może nie dać rady... Dzisiaj "rozmieniłem 100" i czuję luz na dulkach, pióra się odkształcił…
Super. Michał czyta się to z zapartym tchem. Jesteśmy z Tobą Kochanie 💗