DZIEŃ 13. Ręka człowieka, support i witaj Warszawo...
- wyprawawglab
- 30 cze 2023
- 4 minut(y) czytania
Nie musiałem się dzisiaj spieszyć, zbyt daleko by ryzykować przeprawę przez miasto stołeczne. Doświadczenia podpowiadały jednoznacznie, że nie mogę założyć 75 km. Nie nastawiałem budzika chcąc odespać ile się da lecz tym razem słońce nie stosowało zasłony z chmur i operowało pełną mocą. Kiedy pierwszy raz otworzyłem oczy to natychmiast wystawiłem z namiotu panel słoneczny. Zbierałem się powoli ponieważ od miejsca supportu, spotkania z Mamą i Wojtkiem dzieliło mnie ledwo 10 km, a nie mogli być szybciej niż około 14. Ogarniając swoją przestrzeń zobaczyłem nieopodal ślady po jakimś wcześniejszym noclegu. Dopalone ognisko, puszki, butelki po piwie i opakowania po kiełbaskach. Mam kilka dużych worków na śmieci więc zebrałem i ten bajzel pakując go do pontonu. Wcześniej zwróciłem uwagę że już od jakiegoś czasu, przy każdej, nawet nieczynnej już przeprawie promowej stoi duży kontener na śmieci. Ktoś pomyślał! To miejsca zawsze oblegane przez wędkarzy i albo zostawią śmieci w krzakach albo w kontenerze. Łatwiej zachować porządek dookoła 😁 Na takiej przeprawie byłem umówiony więc i śmieci tam zostawię.
Na Wiśle tym razem niewiele się zmieniło. Prawy brzeg to łachy i plaże, lewy wysokie na 2-3 czasem cztery metry skarpy. Podbierane z nich drzewa opadały w koryto tworząc jednak labirynt "noży do cięcia pontonu" Ładne to, urozmaicające krajobraz lecz niebezpieczne. Po bokach mniejsze drzewka i krzewy, w środku koryta wielkie, majestatyczne pnie. Rękę człowieka dojrzałem niechcący, przypadkiem i nie ucieszył mnie ten widok. Kamienna grobla jakich wcześniej widziałem mnóstwo tym razem usypana była z gruzy po rozbiórce jakieś betonowej konstrukcji. Serio? Od razu pomyślałem, że właściwie powinno to być zakazane bo pasowało to tam jak świni siodło! Oczywiście, że nie zatruwa środowiska i może to i wszystko jedno ale wygląda paskudne.
Płynąłem na leniucha powłócząc wiosłami i miejscowość Gassy osiągnąłem po 1,5 godzinie. Ruch wędkarski spory, zgodnie z przewidywaniami, ale i przeprawa okazała się być czynna więc co jakieś 15 minut pojawiał się samochód. Wyjąłem ponton na brzeg i zacząłem "rozbiórkę". Aby wysypać piasek ze środka trzeba wyjąć szczebelki od podłogi, aby wyjąć szczebelki -spuścić powietrze z 2 komór. Myślałem o zamówionym, zimnym piwku i o tym że wyskoczę za chwilę na jakiegoś burgera... Przyjemnie prawda?
Zamieniłem kilka słów z Panem który przyszedł tylko po wpatrywać się Wisłę i okazało się, że w rodzie są osoby z autyzmem więc i rozmowa przeszła na określony tor. Byłem bardzo z siebie dumny umiejąc już o "tym" rozmawiać a nie tylko kiwać głową. Kiedy już zabrałem się za szorowanie gumiaka przechodziła obok para trochę młodszych i radosnych ludzi z torbami SUP na ramionach. Mi dwa razy nie mów jak dostaję znak sygnał to zaczepiam 😁 Mili z wyglądu i jeszcze bardziej z rozmowy! Od razu zapytali czy mogą pompować deski obok co by się lepiej gadało. Pogoniłem oczywiście ich na drugi brzeg. 🤣 No nie... Jasne że mogą -powiedziałem. Tutaj też poruszyliśmy sporo tematów bo i o Wiśle, Goczałkowicach, boksie, blogu i oczywiście autyzmie. Wspólne zdjęcie... Chyba pierwsze o które zostałem poproszony ☺ Dobra -było to w Szczucinie u Mamy Dawida i Szczepka ale to już jak rodzina. Ci mili ludzie przyjechali spłynąć na deskach do Warszawy, nie daleko, taki sympatyczny pomysł na popołudnie. Zniknęli a ja dalej szorowałem InPostobus.
Po 13 zjawili się i Oni. Było wszystko co zamówiłem -karta microSD, powerbank, woda, troszkę przysmaków i ... Mama nie doczytała o piwku... Dobrze, może chociaż po burgera podjadą? Nie synku, mam coś lepszego. Mamo co może być lepsze niż burger o którym tak myślę, proszę Cię zawieź mnie na burgera! Mama wyjęła pachnące bułeczki czosnkowe, swojską szynkę, pomidorki, ogóreczki kiszone i parówki z szynki... Mama ma prawie zawsze rację 😁 To było 5 godzin temu a jeszcze czuję się pełny. Support odjechał więc i ja ruszyłem do miejsca noclegu. Miało być pierwsze możliwe miejsce ale dookoła jest tak pięknie... Płynąłem i zamarłem widząc w lusterku wystrzelone w niebo kominy EC Siekierki i most Południowy w Warszawie. Prrr szalony! Brzegi dookoła to jedna wielka plaża. Mieszkałem kiedyś w Warszawie tak pół na pół z Trójmiastem i nie miałem o tym pojęcia. Warszawo przepraszam bo poza pędem i gwarem, poza bulwarami i kilkoma urokliwymi uliczkami masz takie plaże! Dopiero teraz zaczynam rozumieć Niemena bo pół życia nie wiedziałem o co chodziło.
Kilometrów dzisiaj zrobiłem mało, urwałem z tej 70 ile mogłem ale widząc most zatrzymać się już musiałem. Jutro czeka na mnie nadwiślański świt, dokładnie ten o którym śpiewał Czesław Niemen -nadwiślański, warszawski. Wstanę o 4 i zbiorę się do drogi. Chcę przepłynąć pod południowym o 6 i około 9 znaleźć się przy Narodowym. Tam czekać będzie na mnie Emma która wykona z brzegu kilka zdjęć na potrzeby marketingu InPost. Bez nich jednak nie popłynął bym w tym roku, nie zabrałbym funduszy na spływ. Od początku gdy zacząłem tutaj pracować to czułem że to miejsce gra w mojej orkiestrze, może nie mojej ale że gramy w tej samej.
Jestem około 495 km żeglownej Wisły, punkt newralgiczny to 523 km i kolektor ściekowy Czajki -od tego miejsca muszę uciec jak najdalej, najlepiej za ujście Narwii, w okolice 560 km. Jeżeli się to uda to do Gdańska zostanie mi ledwo 410 km uwzględniając fakt iż zaczynałem z minus 41.
"Labirynt noży do cięcia pontonu" uwielbiam te Twoje metafory i optymizm. 💪💪💪